
mangofan97
New member
Siemanko ^^ jak już kiedyś wspominałem, piszę własną powieść, jednak jeśli nie będę miał czegoś co mnie popchnie do pracy, zatrzymam się i nic nie będę robił. Pomyślałem sobie więc, że będę wam wrzucał co tydzień/dwa jeden rozdział z powieści, zaś wy byście mi powiedzieli co o nich sądzicie. To mi pomoże ocenić, czy warto się starać dalej czy jednak nie. a więc zapraszam was do lektury. Jak coś to uprzedzam to jeszcze nie jest ostateczna wersja. Nazwijmy ją wersją Beta. ^^
“Legenda Melinoru”
Arthur młodszy o rok od swojego starszego brata, znacznie się od niego różnił. Zamiast ksiąg i teorii, Arthur wolał doświadczenie i bój. Od urodzenia Arthur ćwiczył walkę mieczem i tarczą. Nie bał się żadnego przeciwnika, wręcz przeciwnie. Ci silniejsi od niego napawali go tylko chęcią doskonalenia swoich umiejętności, kosztem każdej zadanej rany i każdej swojej porażki. Kochał uczyć się od innych. Podobnie jak Cane starał się postępować jak ojciec, grając według zasad, jednak Arthura cechowało coś jeszcze. Arthur był bardzo impulsywny. Niewiele potrzeba było, by Arthur wybuchał gniewem. Pomimo jednak swoich wad, jego ojciec zawsze był z Arthura dumny, bo ten nigdy nie odwrócił głowy od potrzebujących i nie przepuszczał nikomu, kto krzywdził słabszych, a w szczególności dbał o kobiety. Jego największą siłą była jego siostra bliźniaczka - Yvon.
Yvon, najspokojniejsza oraz najłagodniejsza z rodzeństwa była wspaniałą osobą. Wszyscy we dworze kochali Yvon od najmłodszych jej lat, gdyż wykazywała się niewiarygodną mądrością oraz wielkim sercem. Mała Yvon nigdy nie potrafiła odmówić pomocy, temu kto jej potrzebował. Nie obchodziło ją, czy ktoś jest bogaty, czy biedny, człowiek, elf, półelf, czy krasnolud. Yvon nie odmawiała pomocy nikomu. Dworzanie widzieli w Yvon odbicie jej matki, która zmarła przy porodzie ostatniego z rodzeństwa - Lonan’a.
Lonan, bardzo różnił się od rodzeństwa. Już od samego początku zdawało się, jakby gardził swoim rodzeństwem. Nie nawiązywał z nimi kontaktów, nie szanował ich, a co najważniejsze, co spowodowało poważny konflikt między nim, a jego bratem Arthurem, Lonan wyżywał się na Yvon. Okrutny i pamiętliwy od dziecka, Lonan karał wszystko i wszystkich, jeśli mu się czymś narazili. Już jako dziecko, z ustami wykrzywionymi w złowieszczym uśmiechu Lonan przyglądał się egzekucjom i torturom, a to martwiło króla, jednak nadal kochał swojego najmłodszego syna.
Pewnego deszczowego, jesiennego dnia, kiedy całe rodzeństwo już osiągnęło wiek dorosły, schorowany król wezwał do siebie wszystkie swoje dzieci.
Zobaczył to przy karczmie. Słyszał o tym na targu. Widział co robiły. Trzy potężne wilki siały postrach i zniszczenie w całej wiosce Forestvill. Wioska była umieszczona wewnątrz lasu Yumeron, zwanym też, jeszcze przed rozpadem królestwa, lasem snów. Niegdyś wesoła społeczność Forestvill teraz cicha, nieprzyjemna, zamknięta dla obcych była terroryzowana przez wściekłe wilki. Starsi wioski obiecali nagrodę trzystu złotych monet za zabicie wilków, za każdego sto monet. Wielu było śmiałków, którzy podjęli walkę z wilkami, jednak ten, który miał najwięcej szczęścia i przeżył, stracił rękę oraz nogę. Teraz on chciał spróbować. Znał las lepiej niż ktokolwiek z wioski. Młody, dwunastoletni, bezdomny chłopiec mający tylko nóż myśliwski, oraz piękny rapier jaki mu zostawiła mu jego matka przed śmiercią. Chłopiec podjął walkę, której nie mógł wygrać… Przynajmniej tak myśleli drwale, którzy mieszkali w wiosce. Jednak chłopiec krył w sobie coś, czego nie posiadał żaden inny śmiałek podejmujący sie wyzwania wilków… Chłopiec miał doświadczenie. Przeżył dwa lata sam w lesie, bo jego matka zmarła na nieznaną chorobę. Młodzieniec potrzebował pieniędzy, gdyż zbliżała się zima, a on nie miał gdzie przezimować. Musiał walczyć i wygrać. “Przegrasz, zginiesz… Wygrasz… Przeżyjesz…” pomyślał wychodząc zza rogu domu. Stanął naprzeciw wilków. Gdy te go zauważyły, było już dla nich za późno. Młodzian wykorzystał chwilę zaskoczenia. Z niewiarygodną jak na dwunastoletnie dziecko szybkością i precyzją, dobył prawą ręką rapiera, zaś lewą sięgną po myśliwski nóż. “Wygram… WYGRAM!!! Nie mogę… Przegrać!!!” krzyczał w myślach. Rzucił się na najbliższego wilka i w mgnieniu oka wbił rapier pod łopatkę zwierza, na wysokości serca przebijając ciało wilka, który zmarł na miejscu. Niestety nie miał czasu by wyciągnąć rapier. Kolejne wilki zaatakowały chłopca. Młodzian zareagował równie szybko i zwinnie jak wilki. Jednakże nadal za wolno. Jeden z wilków sięgnął łapą chłopca i rozciął mu pazurami klatkę piersiową pod skosem. Rany otworzyły się od lewej piersi, aż po prawą dolną część żeber. Młodzieniec popatrzył na swoją ranę, jednak coś zabłysło w jego oczach. Podniósł się z ziemi, krwawiąc spojrzał na dwa wilki, które go okrążały. “Mam tylko jedną szansę… Muszę je zabić prawie jednocześnie…” - pomyślał chłopak. I wtedy zaczęło się prawdziwe piekło. Wymachiwanie nożem i pazurami nie przerwanie przez prawie pół godziny, nie wyłoniło zwycięzcy. W tym czasie padł jeszcze jeden wilk cięty kilkakrotnie w boki, brzuch oraz z rozciętą szczęką. Zostali tylko młodzieniec i jeden, ostatni wilk. Chłopiec był na skraju wyczerpania, jednak cały czas wiedział, że jeśli przegra, to zginie. Ponownie wilk i człowiek rzucili się sobie do gardeł. Ponownie walczyli kilka minut, jednak wilk zaczął zdobywać przewagę. Chłopak opadał już z sił, gdy nagle… Błysk światła i wielki wybuch. Gdy już można było coś zobaczyć przez chmurę wzbitego w powietrze kurzu, wieśniacy zobaczyli spalone ciało wilka, leżące w kraterze po ogromnym wybuchu. Niedaleko dalej leżał nieprzytomny młodzian. Przerażeni, a za razem ciekawi wieśniacy podeszli do chłopca i zauważyli, że na jego dłoni pojawiło się znamię w kształcie białej róży, od której odchodziła ciernista łodyga biegnąca wzdłuż ręki, oplatała ją i ciągnęła się aż do czubka ramienia chłopca. Nikt z obecnych nie widział wcześniej takiego znamienia, jednak przestraszyli się, gdyż wiedzieli, że jest ono ściśle powiązane z magią, której tak nienawidzili. Pozostawili chłopca samego sobie by zmarł, jednak całe zdarzenie widział ktoś jeszcze. Ktoś ukryty w puszczy. Ktoś kogo nie spodziewano się w tak dziwnym miejscu jakim były leśne krzaki…
Ciąg dalszy nastąpi…
Rozdział 1 “Złe dobrego początki…” cd
Widział całe zdarzenie ze swojej kryjówki w krzakach. Najpierw był pewny, że nikt nie podoła wilkom, które panoszyły się w tej niewielkiej leśnej wiosce. Jednak gdy zobaczył chłopca dzierżącego broń, której nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś zobaczy, zaczął się zastanawiać kim jest ten chłopak. Przez następne prawie półtorej godziny oglądał nierówne starcie między wilkami a chłopcem. Gdy chłopiec zaczął opadać z sił, mężczyzna ukryty w krzakach był pewny, że to dla młodzieńca koniec. A jednak coś się stało. Coś co się nie wydarzyło od ponad dwustu lat. W chwili kiedy chłopiec miał zostać zabity przez wilka, jakieś dziwne światło wybuchło z jego ciała, niszcząc wszystko dookoła chłopca w promieniu kilku metrów. Wilk został doszczętnie spalony, zaledwie w ułamku sekundy. “Czy to możliwe, że ten chłopiec…” pomyślał sobie nieznajomy. Kiedy zobaczył nieprzytomnego młodzieńca poczuł ulgę, jednak gdy zobaczył, że kilku mieszkańców wioski zaczęła się zbliżać do chłopca dzierżąc w rękach widły i siekiery, natychmiast opuścił kryjówkę i ruszył na przeciw chłopom. “Nie mogę pozwolić by go zabili…” pomyślał nieznajomy. Wychodząc z lasu chłopi ujrzeli mężczyznę ubranego w czarny płaszcz, sięgający kostek oraz z kapturem ukrywającym twarz przybysza. Zatrzymali się, gdyż wokół mężczyzny roztaczała się złowieszcza aura. Zaledwie spojrzenie na postawę mężczyzny, wystarczyło, by chłopi zaczęli się wycofywać.
“Legenda Melinoru”
Kod:
Prolog "Rozpad Królestwa"
Na wielkim Kontynencie Północnym istniało wiele królestw. Od wielkich i potężnych cesarstw do małych księstw, w których żyli przedstawiciele wielu ras, od ludzi, przez krasnoludy aż po elfy i półelfy. Jednym z tych państw był Melinor. Królestwo ludzi. Ład i spokój, panował w Melinorze. Potęga militarna i gospodarcza, o rozkwitającej kulturze wszystkich ras. Królestwo "marzenie". Rządzony był bowiem przez wielkiego króla Sterwisa Wspaniałego. Król rządził twardą ręką, jednak nigdy nie dopuścił się haniebnych czynów. Sprawiedliwy i wyrozumiały, a za razem surowy i bezkompromisowy. Król nie bał się też o swoją sytuację w rodzinie, bowiem miał trzech synów i córkę.
Cane. Najstarszy z dzieci króla. Cane był spokojny i stanowczy, bardzo podobny do ojca. Od małego Cane kochał książki. Przez swoje upodobanie do literatury, prawie całkowicie odciął się od swojego rodzeństwa, zamieniając je na dzieła myślicieli, polityków, wodzów i poetów. Prawnie każdą wolną chwilę spędzał w bibliotece. Król Sterwis zawsze był dumny ze swojego syna, gdyż ten dbał o to, by działać tak jak tego wymagają reguły. To tyczyło się każdej podejmowanej przez Cane'a roboty.
Cane miał zawsze tylko jednego przyjaciela, a był nim jego młodszy brat - Arthur.
Yvon, najspokojniejsza oraz najłagodniejsza z rodzeństwa była wspaniałą osobą. Wszyscy we dworze kochali Yvon od najmłodszych jej lat, gdyż wykazywała się niewiarygodną mądrością oraz wielkim sercem. Mała Yvon nigdy nie potrafiła odmówić pomocy, temu kto jej potrzebował. Nie obchodziło ją, czy ktoś jest bogaty, czy biedny, człowiek, elf, półelf, czy krasnolud. Yvon nie odmawiała pomocy nikomu. Dworzanie widzieli w Yvon odbicie jej matki, która zmarła przy porodzie ostatniego z rodzeństwa - Lonan’a.
Lonan, bardzo różnił się od rodzeństwa. Już od samego początku zdawało się, jakby gardził swoim rodzeństwem. Nie nawiązywał z nimi kontaktów, nie szanował ich, a co najważniejsze, co spowodowało poważny konflikt między nim, a jego bratem Arthurem, Lonan wyżywał się na Yvon. Okrutny i pamiętliwy od dziecka, Lonan karał wszystko i wszystkich, jeśli mu się czymś narazili. Już jako dziecko, z ustami wykrzywionymi w złowieszczym uśmiechu Lonan przyglądał się egzekucjom i torturom, a to martwiło króla, jednak nadal kochał swojego najmłodszego syna.
Pewnego deszczowego, jesiennego dnia, kiedy całe rodzeństwo już osiągnęło wiek dorosły, schorowany król wezwał do siebie wszystkie swoje dzieci.
- Jestem już stary… - powiedział bez uprzedzenia. - Zanim jednak odejdę chcę abyście zawsze pozostali rodzeństwem. Dlatego podjęłem decyzję, że między was podzielę Melinor. - rzekł król. Jego słowa odbiły się echem po sali. Wszyscy obecni byli oszołomieni.
- Czyś ty zdurniał na starość?! - krzyknął oburzony Lonan - Chcesz zniszczyć potęgę, którą budowałeś całe swoje życie? - krzyczał Lonan
- Lonan… Proszę, uspokój się… - powiedział król. - Robię to dla waszego dobra. - powiedział cicho.
- Dla naszego dobra?! Królestwem powinien rządzić ktoś silny i bezwzględny! Jednym królestwem! A ty chcesz je zniszczyć i podzielić na cztery!
- Lonan proszę, nie krzycz teraz. - odezwała się cicho Yvon
- Zamknij się! Kto ci udzielił prawo głosu kobieto! - ryknął Lonan
- Jeśli się zaraz nie uspokoisz, to nie wiem czy ja się powstrzymam. - odezwał się stanowczo Cane - Ale to nie mnie się powinieneś się bać najbardziej. - dodał kładąc rękę na ramieniu Arthura, który aż zbladł ze wściekłości. Na ten widok, Lonan zatrzymał dla siebie resztę uwag, gdyż wiedział, że jeśli Arthur ruszy na niego, to nie przestanie w okładaniu go pięściami, aż do chwili gdy Lonan przeprosi.
- Dzieci, proszę… - powiedział król po czym zaniósł się kaszlem.
- Ojcze!!! - krzyknął Cane. Gdy tylko napad kaszlu ustał, król chwilę odczekał, po czym się odezwał - Nie kłóćcie się. Jeszcze nie odszedłem, a wy już zaczynacie walki. To właśnie ich chciałbym uniknąć. Dlatego podjem już decyzję. Cane dostanie na północy tereny Melinoru wraz z miastem Melinor. Arthurze. Tobie zostawiam środkowo-wschodni pas Nizin Trakonii, z miastem Rindoin. Yvon, moja słodka księżniczka. Dla ciebie zostawiam twoje ukochane góry Eidis oraz wyżynę Lerrin na południu oraz miasto Eidis, zaś dla Lonana mam całą nizinę Ferindbar wraz z miastem Mescova. Proszę abyście pamiętali, iż jesteście rodzeństwem… - ponowny, aczkolwiek mocniejszy napad kaszlu zaatakował króla, do tego stopnia, że król zaczął już kasłać krwią. - Pamiętajcie i błagam was… żyjcie w zgodzie… - po tych słowach król Sterwis wyzionął ducha.
- Ojcze… Ojcze? Ojcze!!! - zaczęła krzyczeć Yvon, lecz król już nie żył. Yvon wtuliła się w Arthura i wybuchła płaczem. Arthur i Cane także nie powstrzymywali łez. Tylko Lonan zlekceważył to co się stało. Odwrócił się i bez słowa wyszedł z komnaty ojca. Lonan był przepełniony nienawiścią do swojego ojca, gdyż chciał władać całym Melinorem, a jego ojciec pokrzyżował jego plany. Wiedział, że teraz jego głównym celem będzie opanowanie całego kraju oraz, że nie odpuści, aż osiągnie swój cel wszelkim kosztem, nawet poświęcenia miast i ludzi.
Jego cel miał rozpętać wielką wojnę między rodzeństwem, której bohaterami będą najmniej do tego przygotowane istoty…
Zobaczył to przy karczmie. Słyszał o tym na targu. Widział co robiły. Trzy potężne wilki siały postrach i zniszczenie w całej wiosce Forestvill. Wioska była umieszczona wewnątrz lasu Yumeron, zwanym też, jeszcze przed rozpadem królestwa, lasem snów. Niegdyś wesoła społeczność Forestvill teraz cicha, nieprzyjemna, zamknięta dla obcych była terroryzowana przez wściekłe wilki. Starsi wioski obiecali nagrodę trzystu złotych monet za zabicie wilków, za każdego sto monet. Wielu było śmiałków, którzy podjęli walkę z wilkami, jednak ten, który miał najwięcej szczęścia i przeżył, stracił rękę oraz nogę. Teraz on chciał spróbować. Znał las lepiej niż ktokolwiek z wioski. Młody, dwunastoletni, bezdomny chłopiec mający tylko nóż myśliwski, oraz piękny rapier jaki mu zostawiła mu jego matka przed śmiercią. Chłopiec podjął walkę, której nie mógł wygrać… Przynajmniej tak myśleli drwale, którzy mieszkali w wiosce. Jednak chłopiec krył w sobie coś, czego nie posiadał żaden inny śmiałek podejmujący sie wyzwania wilków… Chłopiec miał doświadczenie. Przeżył dwa lata sam w lesie, bo jego matka zmarła na nieznaną chorobę. Młodzieniec potrzebował pieniędzy, gdyż zbliżała się zima, a on nie miał gdzie przezimować. Musiał walczyć i wygrać. “Przegrasz, zginiesz… Wygrasz… Przeżyjesz…” pomyślał wychodząc zza rogu domu. Stanął naprzeciw wilków. Gdy te go zauważyły, było już dla nich za późno. Młodzian wykorzystał chwilę zaskoczenia. Z niewiarygodną jak na dwunastoletnie dziecko szybkością i precyzją, dobył prawą ręką rapiera, zaś lewą sięgną po myśliwski nóż. “Wygram… WYGRAM!!! Nie mogę… Przegrać!!!” krzyczał w myślach. Rzucił się na najbliższego wilka i w mgnieniu oka wbił rapier pod łopatkę zwierza, na wysokości serca przebijając ciało wilka, który zmarł na miejscu. Niestety nie miał czasu by wyciągnąć rapier. Kolejne wilki zaatakowały chłopca. Młodzian zareagował równie szybko i zwinnie jak wilki. Jednakże nadal za wolno. Jeden z wilków sięgnął łapą chłopca i rozciął mu pazurami klatkę piersiową pod skosem. Rany otworzyły się od lewej piersi, aż po prawą dolną część żeber. Młodzieniec popatrzył na swoją ranę, jednak coś zabłysło w jego oczach. Podniósł się z ziemi, krwawiąc spojrzał na dwa wilki, które go okrążały. “Mam tylko jedną szansę… Muszę je zabić prawie jednocześnie…” - pomyślał chłopak. I wtedy zaczęło się prawdziwe piekło. Wymachiwanie nożem i pazurami nie przerwanie przez prawie pół godziny, nie wyłoniło zwycięzcy. W tym czasie padł jeszcze jeden wilk cięty kilkakrotnie w boki, brzuch oraz z rozciętą szczęką. Zostali tylko młodzieniec i jeden, ostatni wilk. Chłopiec był na skraju wyczerpania, jednak cały czas wiedział, że jeśli przegra, to zginie. Ponownie wilk i człowiek rzucili się sobie do gardeł. Ponownie walczyli kilka minut, jednak wilk zaczął zdobywać przewagę. Chłopak opadał już z sił, gdy nagle… Błysk światła i wielki wybuch. Gdy już można było coś zobaczyć przez chmurę wzbitego w powietrze kurzu, wieśniacy zobaczyli spalone ciało wilka, leżące w kraterze po ogromnym wybuchu. Niedaleko dalej leżał nieprzytomny młodzian. Przerażeni, a za razem ciekawi wieśniacy podeszli do chłopca i zauważyli, że na jego dłoni pojawiło się znamię w kształcie białej róży, od której odchodziła ciernista łodyga biegnąca wzdłuż ręki, oplatała ją i ciągnęła się aż do czubka ramienia chłopca. Nikt z obecnych nie widział wcześniej takiego znamienia, jednak przestraszyli się, gdyż wiedzieli, że jest ono ściśle powiązane z magią, której tak nienawidzili. Pozostawili chłopca samego sobie by zmarł, jednak całe zdarzenie widział ktoś jeszcze. Ktoś ukryty w puszczy. Ktoś kogo nie spodziewano się w tak dziwnym miejscu jakim były leśne krzaki…
Ciąg dalszy nastąpi…
Rozdział 1 “Złe dobrego początki…” cd
Widział całe zdarzenie ze swojej kryjówki w krzakach. Najpierw był pewny, że nikt nie podoła wilkom, które panoszyły się w tej niewielkiej leśnej wiosce. Jednak gdy zobaczył chłopca dzierżącego broń, której nie spodziewał się, że jeszcze kiedyś zobaczy, zaczął się zastanawiać kim jest ten chłopak. Przez następne prawie półtorej godziny oglądał nierówne starcie między wilkami a chłopcem. Gdy chłopiec zaczął opadać z sił, mężczyzna ukryty w krzakach był pewny, że to dla młodzieńca koniec. A jednak coś się stało. Coś co się nie wydarzyło od ponad dwustu lat. W chwili kiedy chłopiec miał zostać zabity przez wilka, jakieś dziwne światło wybuchło z jego ciała, niszcząc wszystko dookoła chłopca w promieniu kilku metrów. Wilk został doszczętnie spalony, zaledwie w ułamku sekundy. “Czy to możliwe, że ten chłopiec…” pomyślał sobie nieznajomy. Kiedy zobaczył nieprzytomnego młodzieńca poczuł ulgę, jednak gdy zobaczył, że kilku mieszkańców wioski zaczęła się zbliżać do chłopca dzierżąc w rękach widły i siekiery, natychmiast opuścił kryjówkę i ruszył na przeciw chłopom. “Nie mogę pozwolić by go zabili…” pomyślał nieznajomy. Wychodząc z lasu chłopi ujrzeli mężczyznę ubranego w czarny płaszcz, sięgający kostek oraz z kapturem ukrywającym twarz przybysza. Zatrzymali się, gdyż wokół mężczyzny roztaczała się złowieszcza aura. Zaledwie spojrzenie na postawę mężczyzny, wystarczyło, by chłopi zaczęli się wycofywać.
- Kim jesteś? - krzyknął jeden z chłopów. - Gadaj, jeśli ci życie miłe! Czemu kryłeś się w lesie? I czemu wyszedłeś akurat teraz? - padały kolejne pytania z ust wieśniaków. - “Nie mogę pozwolić by go zranili.” - pomyślał mężczyzna i wtedy zauważył jakie znamię się pojawiło na lewej ręce chłopca - “Niemożliwe!” wykrzyknął w duchu mężczyzna i pochylił się nad chłopcem by mu się bliżej przyjrzeć. “Młodzian, około dwunastu lat, dzierży sławną klingę, należącą do elity najlepszych szermierzy tego kraju oraz dostaje znamię białej róży! To na pewno nie jest zwykły chłopak… Złodziej? Oszust? A może…”
- Zadałem ci pytanie szumowino! - krzyknął wieśniak, który pierwszy zadał pytanie. - Gadaj no! Czego tu szukasz?
- Ten… chłopiec… Co z nim chcecie zrobić?
- Jest powiązany z tym plugastwem, jakim jest magia! Jak myślisz co z nim zrobimy?! - wykrzyknął ten sam wieśniak, potrząsając w trzymaną w ręce siekierą. - To chyba oczywiste, że się go odpowiednio pozbędziemy!
- Dobrze więc… - odpowiedział mężczyzna. - Od tej chwili ten chłopiec znajduje się pod moją protekcją. Ktokolwiek chce się do niego zbliżyć z bronią w ręku… Musi najpierw pokonać mnie! - to mówiąc mężczyzna, zrzucił swój płaszcz ukazując czerwono złotą tunikę, nałożoną na wypolerowaną zbroję, zaś w jego prawej ręce pojawiła się włócznia.
- K… Kim do diabła jesteś?! - krzyknął jeden z przerażonych wieśniaków.
- Jestem Melichior de Grinn. Kapitan oddziału zwiadowców, pod wodzą Strażników! Ten chłopiec od teraz jest pod moją protekcją, aż do chwili gdy dostarczę go do Świątyni bogini Luny, gdzie rozpocznie szkolenie na nowego Strażnika. - mówiąc te słowa Melichior czół dumę, ale i strach. Stał bowiem sam na przeciw około czterdziestu uzbrojonych wieśniaków. Pomimo swoich umiejętności, nie był pewny, czy byłby w stanie pokonać tylu przeciwników na raz.
- Ch… Chcesz zabrać stąd tego chłopaka? - zapytał jeden z wieśniaków.
- Tak. - Nastała chwila ciszy, której nawet świerszcze nie przerwały. W końcu jeden z wieśniaków odchrząknął, po czym powiedział - A więc zabierz to przeklęte dziecię i niech jego noga nigdy więcej tu nie postanie! Nie chcemy mieć do czynienia z niczym co magiczne!
- Tak się stanie. Daję słowo. - po tych słowach Melichior przywołał swojego konia, podniósł i usadowił nieprzytomnego chłopca na koń, po czym wsiadł na konia i ruszył w drogę. Tego dnia rozpoczęła się historia młodego chłopca, któremu pisane było dokonać wielkich rzeczy…
Ostatnia edycja: