No to śnił mi się sen w takich czasach 1900 w mieście w stylu Anglii :v
Sen zaczął się od tego że odziedziczyłem hotel po babci. Więc ja jako nowy właściciel postanowiłem obadać przybytek.
Wchodzę na drugie piętro i tam znajduje się bar/restauracja w którym jakiś gość obrabia skóry zwierząt.
Wtedy ja wpadłem na pomysł aby mu znaleźć ucznia i pytam się czy ma jakieś preferencje odnośnie tego.
Na co on mi : “Młode, czarne włosy najlepiej dziewczyna” :v No i idę szukać i znajduję jakieś cztery dzieciaki przybłędy bezdomne bez grosza.
No to biorę ich do siebie żeby jednego gość od skór wziął na swojego ucznia. No i zostało trzech. Co ja z nimi miałem zrobić?
No kupiłem im wołowinę w czekoladzie ( takie batoniki ) i powiedziałem żeby sprzedali a zysk mogą zatrzymać.
Oni zamiast sprzedawać te batoniki w opakowaniach (ponieważ ne chciały się sprzedawać) to wyciągali je z nich i ustawiali na budce na straganie
którą sami zbudowali i przykleili se znaczek “Tylko 95% ceny” mówiąc że świeżo robione i o dziwo się sprzedawało :v
Podczas gdy oni to sprzedawali ja wróciłem do lokalu do baru/restauracji gdzie kelner chciał żebym ja właściciel rozdawał drinki :v
No to myślę se że dobra i idę po tackę do roznoszenia drinków i wraca,m do kelnera (bez niej bo znikła

) i zaczął mnie uczyć jak podawać drinki bez tacy do stołów :v Po tym jak już rozniosłem drinki wróciłem do salonu gdzie dzieciak od sprzedaży batoników wrócił i oddał mi kasę ze sprzedaży ich :v
Dokładnie to dał mi 40 zł i dwie pięćdziesięcio groszówki, a sam skądś miał ponad 300 zł

Nie dowiedziałem się jak on to zrobił bo sen się skończył.